reżyseria Jacek ORŁOWSKI
przekład Jarosław IWASZKIEWICZ
adaptacja Jacek ORŁOWSKI
scenografia Tomasz POLASIK
muzyka Tadeusz KULAS
reżyseria światła Katarzyna ŁUSZCZYK, Dariusz ADAMSKI
asystent scenografa Grzegorz NOWAK
inspicjent, sufler Ewa WIELGOSIŃSKA
muzyka do spektaklu została nagrana przez zespół
Porno Chic Ensemble
O B S A D A
Liza Iwona DRÓŻDŻ-RYBIŃSKA
Praskowia Dorota KIEŁKOWICZ
Gierasim Hubert JARCZAK
Fiodor Marcin ŁUCZAK
Iwan Iljicz Bronisław WROCŁAWSKI
Opowiadanie Tołstoja jest paradoksalnie opowieścią o życiu, które w obliczu choroby staje się „snem” i o śmierci jako „przebudzeniu”. Niestety, zwykle ludzkie serce i dusza otwierają się dla prawdy dopiero w krytycznym momencie, w chwili tragedii. Tragedii - zdaniem Tołstoja - często koniecznej do ujrzenia - najczęściej - całej nędzy istnienia. Zasadniczy przełom, owo „przebudzenie” dokonuje się wraz z wymagającym ogromnego duchowego wysiłku aktem przekroczenia granic własnej osobowości. Ta wyjątkowa transgresja oraz zetknięcie się z prawdą gorzką, a spóźnioną, pozwalają na wejrzenie w świat dotąd niedostępny, niepoznawalny, na dotknięcie przejmującej tajemnicy duszy. Trudno w literaturze o opis umierania bardziej sugestywny, przejmujący, a zarazem pozbawiony patosu. Ukazana jest „codzienność umierania” i właśnie za sprawą zwykłości, czy wręcz banalności przedstawiona historia jest tak wstrząsająca. Tytułowy bohater przez całe swoje życie starał się o dobrą posadę, dom, rodzinę, ale w obliczu nieoczekiwanej choroby i cierpienia cały system jego wartości runął, a wszystkie dotychczasowe prawdy znalazły się na śmietniku. Iwan Iljicz pozostaje tragicznie samotny. Kona w domu, wśród rodziny, ale jedynym bliskim umierającemu człowiekowi staje się tylko służący. Nikt z najbliższych nie wspiera go w samotnej wędrówce do kresu. Dla nich jego śmierć jest tak bardzo „kłopotliwa”, że nie znajdują miejsca na współczucie. Sam nie może pogodzić się z prawdą, że zasada całego jego życia była błędna. Broni się nienawiścią do żony, pretensjami do rodziny.
Tołstoj z całą otwartością demaskuje wszystkie wybiegi, oszustwa, wydumane i rzeczywiste „ochrony”, dzięki którym człowiek chce, choć minimalnie, złagodzić to, co nieuniknione, ale im bardziej beznadziejna, bezsensowna egzystencja, tym bardziej nijaki, okrutny jego koniec. Zbyt mało czasu pozostało, by błędy całego życia naprawić teraz, ale rozpaczliwy żal za bezpowrotnie utraconą szansą, za tak głupio zmarnowanym życiem, pozwala Iwanowi Iljiczowi na ostateczny rozrachunek z przeszłością oraz poznanie prawdy o sobie, o tym, co złe i o tym, co dobre, bo „kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę”...
premiera na SCENIE KAMERALNEJ 23 stycznia 2010 r.
czas trwania spektaklu: 70 minut
ZŁOTA MASKA dla Bronisława Wrocławskiego - najlepszego aktora w sezonie artystycznym 2009/2010
....Niezwykłość spektaklu w Teatrze Jaracza i roli Wrocławskiego, co jest jak intymne wyznanie, polega na tym, by budować dystans do opowiadanej historii tylko po to, żeby za chwilę go zburzyć, nie dając widzowi szans na ucieczkę w bezpieczne miejsce. (...) Wszyscy tu grają znakomicie, ale prócz Wrocławskiego najwięcej pokazuje Hubert Jarczak. Jako Gierasim ma w sobie dziwny spokój i uległość, poddanie porządkowi bólu. Piękna, delikatną kreską rysowana rola. A sam Wrocławski? Powiedzieć o nim, że w „Przypadku Iwana Iljicza” jest wybitny to nic nie powiedzieć. Bronisław Wrocławski to jest wielki aktor (...) od szerokich gestów i mocnego głosu z pierwszych fragmentów niepostrzeżenie przechodzi aktor do rozłożonej na długie minuty męki Iwana. To jest jak pięta. Chociaż Wrocławski niczego nie akcentuje, unika wielkich liter, w udręczeniu Iwana jest coś z Golgoty. Wszystko to trwa godzinę. Nie mniej, nie więcej. Jacek Orłowski z Bronisławem Wrocławskim, jak i kiedyś Grzegorzewski z Peszkiem, wydestylowali ze „Śmierci Iwana Iljicza” teatr esencji...
Jacek Wakar, Dziennik, Gazeta Prawna
...W „Przypadku Iwana Iljicza” dawna reformatorska prawda, że „nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy” sprawdza się dość przewrotnie. Reżyser wprowadza na scenę czwórkę aktorów, którzy po prawdzie stanowią tło dla gry Bronisława Wrocławskiego. Potoczyście prowadzona przez niego narracja, przechodzenie z roli zdystansowanego do tekstu Tołstoja i jego bohatera opowiadacza oraz wcielanie się w Iwana Iljicza zbliżają spektakl do monodramu. I w tych właśnie momentach, gdy Wrocławski uchyla się od maniery dobrze znanej z realizacji tekstów Erica Bogosiana, można mówić o pełni jego aktorskiego kunsztu...
Łukasz Kaczyński, Dziennik Łódzki
..."Przypadek Iwana Iljicza” to właściwie monolog. Interesujące, że reżyser Jacek Orłowski, który zaadaptował dla łódzkiej sceny opowiadanie napisane przez rosyjskiego pisarza w 1886 r., zachował narracyjną ramę, łamiącą teatralną iluzję. Wrocławski snuje opowieść o losach Iwana Iljicza, jednocześnie wcielając się w niego. Czyni to znakomicie. Utrzymać uwagę widzów przez godzinę, na dodatek wywodem refleksyjno-analitycznym, to nie lada sztuka. Ale Wrocławski ma wyjątkowe monologowe doświadczenie, wypracowane przez lata grania w monodramach Erica Bogosiana. Świetnie oddaje rozterki człowieka, który najpierw kontestuje śmierć, by następnie uświadomić sobie, że całe jego życie było złudzeniem, że egzystował w martwocie - moralnej i uczuciowej ...
Katarzyna Badowska, Gazeta Wyborcza